piątek, 28 sierpnia 2015

Run your mouth when I'm not around, it's easy to achieve.

Powiązania
Historia

Lucy BlaCKE||168cm wyrachowania||57kg czystego egoizmu||49cm czystego ognia piekielnego||2 wejścia do otchłani||18 lat zmian||Jaguarołak||Gdzieś w głębi stara Lucy siedzi zamknięta w najmroczniejszym zakątku umysłu i czeka na wybawienia||Oschła, ale po pewnym czasie otworzy się||Wolna? 



Miła, rudowłosa dziewczyna z sąsiedztwa. Z wiecznym uśmiechem na twarzy-07.06.2014


Ruda, wredna zołza. Nie patrzy na innych. Nie wiem jak można się takim stać w tak krótkim czasie. Pewnie bierze narkotyki.-27.08.2015

 Mam tylko osiemnaście lat, a zdążyłam przeżyć matkę i zostać stworzeniem, w które prawie nikt nie wierzy.  Byłam nastolatką pełną radości i chęci życia. Kto by pomyślał, że zmienię się w arogancką, wredną pewna siebie kobietą. Jedna noc zmieni moje życie już na zawsze. Jak co dzień szłam spokojnie do swojej przyjaciółki  Dominic. Jednak pora była późna i noc  nie do końca zwyczajna. Była Pełnia. Zmierzałam krótką alejką wzdłuż której rosły wysokie brzozy. Usłyszałam, jak coś szeleści i odwróciłam się badawczo. Gdy znów miałam zamiar iść przed siebie. Zobaczyłam męską twarz.  To był ostatni świadomy bodziec jaki do mnie doszedł. Potem już tylko pustka i ciemność, Nie widziałam, żadnych świateł, rajów i nic do tego podobnego. Tylko pustka. Następnego ranka obudziłam się pół naga w środku lasu. Na moim ciele było dużo krwi, ale żadnej rany. Zmarznięta szłam, przez ciemny las, ale coś podpowiadało mi kierunek. W końcu doszłam do skraju kniei. I usłyszałam samochód. Rozglądałam się dookoła, ale nic nie widziałam. Uznałam, że mi się przesłyszało i szłam wzdłuż drogi. po chwili dźwięk się nasilił, a samochód zatrzymał się koło mnie. Jakiś młody chłopak wyskoczył z auta i podał mi kurtkę. Był raczej młody, może miał jakieś osiemnaście lat.
-Jesteś Lucy? Głupio się pytam to oczywiste. Zawiozę cię do szpitala, chyba krwawisz.-mówił to tak lekko jakby takie widoki były dla niego codziennością i nie chodzi mi o nagość, ale fakt odnajdywania zakrwawionych ludzi na skraju lasu. 
- Nie nie trzeba, to nie moja krew. Chce do domu.-powiedziałam obojętnie, a mina chłopaka trochę zbladł-Skąd mnie znasz?-zapytałam wyrywając się z zamyślenia nad jego osobą.  
-Widziałem cię kiedyś w szkole, jak zaginęłaś wszyscy cię szukali. Iii... po dwóch dniach twojej nieobecności  na szczęśliwego znalazcę los wybrał mnie.  -uśmiechnął się krzywo i przechylił głowę na prawy bok. 
Dwa dni. Złapałam się za głowę puszczając kurtkę na ziemię, nie zdążyłam jej ubrać, bo natłok informacji mnie przytłoczył. Chłopak lekko speszony podał mi kurtkę i zaprosił do auta. Poprosiłam go by na razie nikogo jeszcze nie zawiadamiał o moim powrocie. Zawiózł mnie do domu i poczekał, aż wejdę do środka. Zapasowe klucze jak zawsze były w doniczce. Wzięłam prysznic i jak gdyby nigdy nic czekałam na swojego ojca czytając gazetę, w której znajdowały się moje zdjęcia i inne dziwne treści"Morderstwo",Podpalenie",Zaginął"i tak dalej.. Popijając gorącą herbatę próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek z tych dwóch dni i rozmyślając co jeszcze zdarzy się w tym dziwnym mieście.
Wizerunek:Ann Deborah Woll
Wątki,powiązania wszystko


środa, 26 sierpnia 2015

Though my eyes could see I still was a blind man


JANES SOLBERG
32 LATA 
LEKARZ MEDYCYNY RATUNKOWEJ

/Życie prywatne? Co to takiego?/

SAMOOBRONA, ZDROWE ODŻYWIANIE, PACZKA MARLBORO I SZKOCKA WHISKEY 

/-Ej, Solberg, po co ci właściwie ten kurs samoobrony?/
/-Człowieku, mieszkamy w Beacon Hills!/

WYNAJMUJE NIEWIELKIE MIESZKANIE  W POBLIŻU SZPITALA, ROZWODNIK - EKSPERYMENTUJE



   - Więc twierdzi pan, panie Solberg, że ofiara sama uciekła? - Policjant nawet nie próbował udawać, że mu wierzy. Janes przybrał najbardziej profesjonalny wyraz twarzy, na jaki było go w tym momencie stać. Był już tym wszystkim zmęczony. 
   - Nie znajduję innego wytłumaczenia - powtórzył stoicko, po raz chyba setny w ciągu tego przesłuchania. Policjant uniósł niedowierzająco brew, spoglądając na swojego pomocnika, notującego coś zaciekle w notesie. Janes zmarszczył machinalnie czoło, usiłując przypomnieć sobie ich imiona.
   - Uściślijmy - zaakcentował finalnie gliniarz, łącząc dłonie w piramidkę. - Ofiara, u której stwierdzono śmierć kliniczną, spowodowaną ciężkim poturbowaniem przez duże zwierzę, prawdopodobnie wilka, opuściła szpital o własnych siłach? Szpital pełen personelu i pacjentów? - dodał powątpiewająco. Janes westchnął ze zniecierpliwieniem, zerkając na zegarek, który nosił po wewnętrznej stronie nadgarstka. 
   - I biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia, jakie miały ostatnio miejsce w Beacon Hills, akurat to pana najbardziej zdziwiło? - zapytał sarkastycznie. Pomocnik policjanta zamaskował śmiech kaszlnięciem. 
   - Często uciekają panu pacjenci z oddziału ratunkowego? - dopytał jeszcze gliniarz, kiedy Janes podniósł się z krzesła i skierował do wyjścia.
   - Tylko ci poturbowani przez duże zwierzęta - odpowiedział pół żartem pół serio, zatrzaskując za sobą drzwi. 

------
Wizerunek: Nikolaj Coster-Waldau 

Obserwatorzy